Kontynuujemy nasz spacer po dzielnicy Nomentano – eleganckim fragmencie Rzymu, który choć nie zawsze rzuca się w oczy, potrafi oczarować tych, którzy zdecydują się zejść z utartych turystycznych szlaków. Ostatnio zakończyliśmy naszą wędrówkę w urokliwym kompleksie Villa Torlonia, gdzie Mussolini urządził sobie rezydencję, a potem ukryto tam nawet schron przeciwatomowy – ale to już zupełnie inna opowieść.

 

Dziś rozpoczynamy przy bramie głównej Villi Torlonia. Wychodzimy z parku, przeciągamy się pośród cyprysów i palm jak po solidnej drzemce po niedzielnym obiedzie, po czym skręcamy w prawo, a zaraz potem – znów w prawo, w ulicę via Alessandro Torlonia, która – jak nietrudno się domyślić – nosi imię bankiera, który w XIX wieku zamienił dzikie pola w eleganckie ogrody. Następnie w lewo w via Giovanni Battista de Rossi i już po chwili stajemy przed… cóż… architektonicznym wyzwaniem estetycznym, czyli budynkiem pod numerem 9.

Edificio dell’Ordine dei Medici

To Edificio dell’Ordine dei Medici, czyli siedziba rzymskiej izby lekarskiej. Powiedzmy to otwarcie – nie zachwyca. Ale za to historia jego powstania jest ciekawsza niż jego elewacja. Wzniesiony w latach 1966–1972 według projektu Piero Sartogo, Carlo Fegiza i Domenico Gimigliano, był to pierwszy poważny projekt młodego, zaledwie 30-letniego rzymskiego architekta Sartogo. I trzeba przyznać – jak na debiut, to całkiem nieźle. Później Sartogo wypłynął na szersze wody i projektował m.in. w Nowym Jorku (Ristorante Toscana, sklep Bulgari, Banca di Roma), Waszyngtonie (Ambasada Italii) oraz Tokio, gdzie znów maczał palce w wystroju sklepu Bulgari. Można powiedzieć – od izby lekarskiej do ambasad i luksusu.

Idźmy dalej. Droga rozdwaja się jak spaghetti na widelcu, my wybieramy tę po lewej stronie i po chwili dochodzimy do eleganckiego Largo di Villa Massimo. W cieniu wysokich drzew, za ogrodzeniem skrywa się Villa Massimoniemal zapomniana perła Rzymu, która przeszła długą drogę od wiejskiego dworku do kulturalnej ambasady Niemiec.

Wejście do Villa Massimo

W XVI wieku rodzina Massimo – jedna z tych starych rzymskich familii, które miały więcej tytułów niż pokoje w pałacach – zakupiła okoliczne winnice i postawiła tutaj skromne casino, czyli domek letniskowy, nie kasyno (choć kto wie, co tam się działo). Obecna forma willi pochodzi jednak z XVIII wieku – to dwukondygnacyjny budynek z antresolą i wieżą widokową, jakby ktoś postanowił, że klasyczna elegancja zasługuje na odrobinę kaprysu.

Przed willą kiedyś znajdowała się rzymska fontanna, ale – jak to bywa w Rzymie – dzieła sztuki wędrują częściej niż turyści. Dziś fontannę możemy podziwiać w Villa Abamelek na Janikulum – rezydencji ambasadora Federacji Rosyjskiej (no cóż, historia potrafi być zaskakująca).

Aleja parkowa prowadząca do Villa Massimo

W 1910 roku Villa Massimo została wykupiona przez państwo niemieckie, które miało ambitny plan: stworzyć tutaj centrum kultury niemieckiej. W okresie międzywojennym willa była siedzibą Instytutu Historycznego Niemieckiego w Rzymie i schronieniem dla artystów z Północy, którzy chcieli tworzyć pod rzymskim słońcem. W latach 30. budynek przebudowano według planów Michele Busiri Vici – adaptacja była konieczna, bo dzielnica Nomentano się zmieniała, a sztuka nie lubi być w tyle za urbanistyką.

Podczas II wojny światowej willę przejęło wojsko włoskie, ale po wojnie wróciła w ręce Niemców. W 1949 roku powstała tu Niemiecka Akademia Rzymska, która do dziś promuje sztukę niemiecką we Włoszech. Co roku dziesięciu artystów – wyłonionych w Niemczech – otrzymuje możliwość zamieszkania i tworzenia tu przez 10 miesięcy. Mają do dyspozycji pokoje, atelier, ogrody i – co ważne – święty spokój. Wystawy stypendystów można podziwiać w tutejszych galeriach. Villa Massimo jest dziś uważana za jedno z najważniejszych centrów kulturalnych w Rzymie, a dla wielu – artystyczną ziemię obiecaną.

Wracamy na via Giovanni Battista de Rossi i mijamy po prawej stronie szary kościół, który łatwo przeoczyć, ale nie warto. To Chiesa Nostra Signora del Santissimo Sacramento e dei Santi Martiri Canadesi – nazwa dłuższa niż niejedna homilia.

Chiesa Nostra Signora del Santissimo Sacramento e dei Santi Martiri Canadesi

W 1950 roku architekt Bruno Maria Apollonj Ghetti przedstawił swój projekt Kongregacji Najświętszego Sakramentu. Plan zatwierdzono, machina ruszyła, i w 1955 roku, dokładnie 14 czerwca, kościół został poświęcony.

Od 1 listopada 1962 jest to narodowy kościół Kanady. Znajdziemy tu kaplice poświęcone kanadyjskim męczennikom z XVII wieku – misjonarzom, którzy ponieśli śmierć wśród plemion indiańskich. Wnętrze zdobią freski, rzeźby, witraże i relikwie. Projekt świątyni odwołuje się do historii Kanady, stąd obecność scen z życia Indian, wszystko to wyrzeźbione w drewnie, z pietyzmem godnym Ojców Pustyni. Krypta skrywa baptysterium, do którego prowadzą dwustronne schody. Ołtarz główny to dzieło Francesco Nagni, a baldachim z płaskorzeźbami przedstawiającymi „Ukrzyżowanie” wyszedł spod dłuta Angelo Bianciniego. Witraże wykonali Marcello Avenali oraz Janos Hajnal, który zaprojektował również niezwykłe konfesjonały z polichromowanego szkła kryształowego. Krótko mówiąc: modernizm po kanadyjsku – powściągliwy, ale nie pozbawiony ducha.

Czas nagli! Ruszamy dalej i dochodzimy do Largo XXI Aprile. Dziś to spokojne miejsce z odrobiną zieleni, ale jego historia sięga głębiej niż korzenie pobliskich drzew. W starożytności teren ten był porośnięty lasem, który Rzymianie traktowali jako miejsce polowań – swoiste safari. W renesansie przyszła moda na winnice, a później, w XIX wieku, po zjednoczeniu Włoch, zaczęto zabudowywać ten obszar.

W 1883 roku zaczęto budować tu kościół, ale brak funduszy w 1892 roku zatrzymał prace. Dzielnica czekała na swoją szansę aż do lat 20. XX wieku, kiedy to nadano placowi nazwę Largo XXI Aprile, na pamiątkę powstania Włoskiej Partii Komunistycznej. W czasie II wojny światowej, podczas alianckich nalotów, wiele budynków legło w gruzach – w tym i niedokończony kościół. Zamiast niego powstał niewielki zieleniec, który stał się naturalnym miejscem spotkań dla mieszkańców.

Lata 60. przyniosły renesans placu – stał się centrum życia studenckiego i artystycznego. W 1968 roku odbyła się tu manifestacja przeciwko wojnie w Wietnamie. Dziś – choć przemykają tędy auta – nadal można wyczuć atmosferę tamtych czasów.

Na środku placu wznosi się Monumento ai Caduti della Guardia di Finanza, pomnik ku czci funkcjonariuszy Guardia di Finanza, którzy polegli w czasie I wojny światowej. Monument powstał w 1930 roku, a jego autorem był Amleto Cataldi.

Monumento ai Caduti della Guardia di Finanza

 

Skręcamy w prawo w Viale XXI Aprile.

Główna siedziba Guardia di Finanza

Po lewej stronie znajduje się główna siedziba Guardia di Finanza – potężny gmach z lat 1913–1915, zaprojektowany przez Arnaldo Foschiniego, który z równym rozmachem projektował kościoły, jak i budynki o bardziej świeckim przeznaczeniu.

Aleją dochodzimy do Piazza Bologna – placu, który żyje kawą, książkami i rozmowami o polityce. Na początku XX wieku powstał jako serce nowej dzielnicy, a w latach 30. i 40. wyrósł wokół niego gąszcz nowych budynków. W 1955 roku uruchomiono tutaj linię B metra, co sprawiło, że plac zyskał nowe życie jako ważny węzeł komunikacyjny i towarzyski. Dziś to miejsce spotkań, zakupów i… no dobrze, czasem narzekania na ceny espresso.

Skupmy się teraz na jednym konkretnym budynku, który wyrasta dumnie przy alei XXI Aprile niczym racjonalistyczna latarnia morska w architektonicznej mgle tej części Rzymu. Mowa o Edificio Postale di Roma Nomentano.

Edificio Postale di Roma Nomentano

Ten urząd pocztowy to nie byle jaka skrzynka na listy z duszą Mussoliniego – to prawdziwa perełka włoskiego racjonalizmu, czyli modernizmu po włosku, takiego z odrobiną faszystowskiej ideologii w tle (jak to w latach 30. bywało). Budynek powstał w latach 1932–1935 według projektu Mario Ridolfiego – architekta, który potrafił wycisnąć z betonu więcej stylu niż niejeden barokowy mistrz z marmuru.

Budynek, choć przez dekady trochę przykurzony, w 2015 roku przeszedł solidny lifting. Operacja plastyczna trwała kilka lat, ale efekty? Miodzio. Dziś budowla nie tylko przyciąga wzrok turystów zagubionych w gąszczu via Nomentana, ale także uczy, że nawet urząd pocztowy może mieć klasę i wdzięk. Fasada robi wrażenie swoją monumentalnością, surowym wdziękiem i… cóż, porządkiem. W końcu to urząd.

Ale dosyć tego racjonalizmu, teraz wracamy do mistycyzmu, relikwii i mozaik! Wracamy tą samą drogą, aż do posągu poległych strażników – o którym niedawno była mowa – i kierujemy się prosto wzdłuż Viale XXI Aprile, aż docieramy do via Nomentana. Skręcamy w prawo, a po krótkim spacerze – lewo zwrot w via di Sant’Agnese, gdzie już zza drzew wyłaniają się surowe mury kościoła. Przechodzimy przez niepozorną furtkę po lewej i oto jesteśmy: na terenie kompleksu Basilica di Sant’Agnese fuori le mura. Proszę Państwa – nie wychodzimy stąd prędko.

Basilica Sant’Agnese fuori le Mura

Na początek – opowieść godna legend. Święta Agnieszka Rzymianka, znana także jako Agna (dla przyjaciół), dziewica, męczennica, święta kościoła katolickiego – żyła na przełomie III i IV wieku. Co o niej wiemy? Mało. Czy to, co wiemy, jest prawdziwe? Rzym milczy, a hagiografowie wzruszają ramionami. Ale legenda żyje.

Urodziła się, jak to święci mają w zwyczaju, w arystokratycznej i chrześcijańskiej rodzinie. Już jako dziewczynka postanowiła, że żaden mężczyzna jej nie dorwie, bo oddała się Bogu i złożyła śluby czystości. Gdy wybuchły prześladowania chrześcijan – prawdopodobnie za Dioklecjana (chociaż są tacy, którzy wskazują na Decjusza – historia kocha niejasności) – odmówiła wyjścia za mąż za syna prefekta. Nie chciała też składać ofiar pogańskim bożkom. Co zrobiła? Wyspowiadała się z wierności Chrystusowi.

Sąd był szybki i bezwzględny: kara śmierci. Miała wtedy zaledwie 12 lat, ale według prawa – już pełnoletnia, więc „proszę bardzo, na arenę”. Legenda głosi, że zginęła w podziemiach stadionu Domicjana (dziś: Piazza Navona), a pochowano ją przy via Nomentana. Jej czaszkę można dziś zobaczyć w kościele przy Piazza Navona – dla miłośników relikwii i mocnych wrażeń. Jest patronką dziewic, narzeczonych, pielęgniarek i – całkiem praktycznie – ogrodników.

W sztuce przedstawiana jest jako eteryczna dziewczyna z długimi, jasnymi włosami, trzymająca gałązkę palmową – symbol męczeństwa i zwycięstwa nad śmiercią. Czyli klasyczna rzymska influencerka… z aureolą.

Pierwszy kościół na tym miejscu powstał w 342 roku z inicjatywy Konstancji, córki cesarza Konstantyna Wielkiego. Podobno modlitwa do świętej Agnieszki wyleczyła ją z trądu – cudowny PR, jeśli prawda. Świątynia miała 98 na 40 metrów i wyglądała raczej jak zadaszony cmentarz, a nie typowy kościół. Służyła głównie do corocznej uczty pogrzebowej i mszy z okazji męczeńskiej śmierci patronki. Wyposażenie? Lampiony, wazy, złote i srebrne lampy oliwne – luksus jak w pałacu Nerona. Dziś pozostały z niej jedynie skromne fragmenty.

Nową bazylikę zbudowano w VII wieku, około roku 625, z rozkazu papieża Honoriusza I – tym razem dokładnie „ad corpus”, czyli nad samym grobem świętej. Aby ciało świętej znalazło się wewnątrz świątyni, kościół wkopano częściowo w ziemię – jakby architekci chcieli przypomnieć, że „pokora” to też styl.

Przez wieki bazylika była upiększana przez kolejnych papieży – z większym lub mniejszym wyczuciem. W 1479 r. kardynał Giuliano della Rovere (czyli przyszły papież Juliusz II, ten od Michała Anioła!) dodał dzwonnicę. W XVII wieku przeprowadzono restaurację i dodano trzy portale wejściowe. W 1615 r. uroczyście przeniesiono relikwie Agnieszki i jej siostry Emerencjany pod ołtarz główny – towarzyszył temu nowy srebrny relikwiarz od papieża Pawła V, który także zlecił budowę obecnego cyborium.

Posadzka w stylu cosmatesca zniknęła w 1728 roku, zastąpiona cegłą. W 1855 roku, podczas uroczystości z udziałem Piusa IX, zawaliła się podłoga w pałacu pontyfikalnym – 57 osób rannych! Był dramat, ale też okazja do remontu: nowa posadzka z marmuru, sześć kaplic bocznych, i trochę więcej przestrzeni duchowej i fizycznej.

W czasie II wojny światowej bazylika trochę ucierpiała, ale Rzym zna się na szybkiej renowacji – została odnowiona bez większego szwanku.

Do wnętrza wchodzimy przez narteks, gdzie czeka na nas inskrypcja papieża Damazego. Wnętrze: trójnawowe, z kolumnami pochodzącymi jeszcze z pierwszej bazyliki Konstancji.

Wnętrze bazyliki

Nad kolumnami – matronea, czyli empory dla kobiet (zwane swojsko „babińcem”), wsparte na kolumnach z VII wieku.

Na końcu nawy głównej – absyda z bizantyjską mozaiką z VII wieku: św. Agnieszka jako cesarzowa, u stóp – ogień i miecz, symbole męczeństwa. Obok: papieże Honoriusz (z modelem bazyliki) i Symmachus (ostatni, który pamiętał oryginalną świątynię).

Mozaika w absydzie

Na łuku triumfalnym fresk Pietro Gagliardiego: „Męczeństwo św. Agnieszki”.

Zdobienia Łuku Triumfalnego

W centrum uwagi: XVII-wieczne cyborium wspierające się na starożytnych kolumnach z porfiru.

Ołtarz główny

Zejście do relikwii wiedzie przez korytarz z 1950 roku. Za kratką – relikwiarz z inskrypcją:

“PAULUS V PONT MAX UT SS AGNETIS ET EMERENTIANAE CORPORA HONOREFICIENTUS CONDERENTUR ARCAM HANC ARGENTEAM FIERI IUSSIT IN EAQ(UE) SACRAS RELIQUIAS COLLOCAVIT A D MDCXV PONT XI”

Nieźle jak na papieski wpis w księdze gości.

Relikwiarz ze szczątkami św. Agnieszki i Emerencjany

Ołtarz zdobi także rzeźba św. Agnieszki z 1605 roku autorstwa Nicolasa Cordiera – korpus to dzieło antyczne, głowa i kończyny to już twórczość samego artysty. 

Świecznik paschalny z II wieku

Obok: paschalny świecznik z II wieku, za ołtarzem – tron papieski z VII wieku.

Tron papieski

Strop z kasetonami pochodzi z roku 1606, przedstawia św. Agnieszkę w towarzystwie św. Cecylii i św. Konstancji, a dekoracje ze złota – z XIX wieku.

Strop kasetonowy nad nawą główną

Kaplice? Są.

W prawej nawie znajdziemy kaplice: św. Augustyna, św. Szczepana, św. Wawrzyńca z marmurowym ołtarzykiem Guillermusa De Pereriis (uczeń Andrea Bregno!), w którym znajdziemy kopię zaginionej głowy Chrystusa Michała Anioła – wykonaną przez… znów Cordiera! Jest też kaplica św. Emerencjany.

Marmurowy ołtarz z XV wieku

Lewa nawa? Bractwo Najświętszego Serca Jezusowego, Madonna Pompejańska (piękne freski z XV w.), i Pobożne Zjednoczenie Córek Maryi – brzmi groźnie, ale są bardzo miłe.

Na koniec – schody z 1590 roku.

Wejście na klatkę schodową

Przez korytarz ozdobiony fragmentami z katakumb, wychodzimy na dziedziniec.

Detal z katakumb św. Agnieszki zdobiący klatkę schodową

Otacza nas dawny klasztor, średniowieczna wieża zegarowa i dzwonnica przylegająca do apsydy. Jej dolna część (z tufu i cegły) pochodzi najpewniej z czasów papieża Paschalisa II, a górna – to już robota kardynała della Rovere.

Idąc dalej, trafiamy na miejsce, które przypomina, że nawet śmierć potrafi być stylowa – oto Mauzoleum Konstancji, bez cienia przesady najlepiej zachowane cesarskie mauzoleum w Rzymie.

Mauzoleum Konstancji

Zbudowane z myślą o wiecznym odpoczynku dla Konstancji, córki samego Konstantyna Wielkiego, oraz jej siostry Heleny (tej drugiej, nie tej od Troi), ten okrągły budynek był pierwotnie grobowcem, choć z biegiem wieków jego przeznaczenie zmieniało się niczym nastroje barokowego kardynała.

Dokładna data powstania? – jak to bywa w Rzymie, nie do końca wiadomo. Archeologowie i historycy najczęściej celują w okres między 337 a 351 rokiem, czyli czasy, gdy imperium chyliło się ku upadkowi, ale w sztuce i architekturze jeszcze nie spuszczało z tonu.

Nie minęło wiele czasu, a mauzoleum zapomniało, że miało być grobowcem, i zaczęło robić za baptysterium – można powiedzieć, że z martwych powstało w nowej roli. A w roku 1254 papież Aleksander IV dołożył swoje trzy grosze i uczynił zeń kościół. I tak to, co miało być sennym zakątkiem wiecznego spoczynku, stało się miejscem duchowych narodzin.

Z kolei w dobie renesansu, gdy ludzie zaczęli doszukiwać się pogaństwa dosłownie wszędzie (a najlepiej w miejscach, gdzie było dużo wina), zaczęto twierdzić, że budowla była świątynią Bachusa – a wszystko przez mozaiki przedstawiające winobranie. No cóż, nie każdy zbiór winogron musi od razu oznaczać orgię, ale renesansowi antykoloryści widzieli to inaczej.

W XVII wieku obiekt został odrestaurowany – czyli, jak to często bywało, odzyskano świetność kosztem oryginalnych dekoracji. W tym wypadku zniknęło sporo bezcennych mozaik. Ale spokojnie – nie wszystko stracone. Kolejna modernizacja miała miejsce w XIX wieku, i – tu niespodzianka – również zakończyła się zniszczeniami. Kiedyś to jednak potrafiono robić renowacje z rozmachem, niekoniecznie z rozumem.

Mimo tych wszystkich przygód, mauzoleum Konstancji po dziś dzień pozostaje jednym z najważniejszych i najlepiej zachowanych przykładów architektury wczesnochrześcijańskiej – nie tylko w Rzymie, ale w całym basenie Morza Śródziemnego. Zbudowane na planie koła, sprawia wrażenie monumentalnej rotundy, której elegancja wynika z prostoty formy i dbałości o detal.

Wnętrze Mauzoleum Konstancji

Wejdźmy do środka. Przy wejściu dostrzeżemy pozostałości narteksu – dawniej przedsionka, dziś bardziej wspomnienia o nim, bo niewiele się zachowało. Wnętrze podzielone jest na dwie strefy.

Sklepienie obejścia

Pierwsza to obejście, czyli okrężna część oddzielona od centralnej przestrzeni rzędem kolumn. Obejście pokryte jest kolebkowym sklepieniem ozdobionym mozaikami z IV wieku. Na białym tle, w geometrycznym porządku, układają się owoce, kwiaty, ptaki, a także sceny winobrania – co pewnie rozpalało wyobraźnię renesansowych interpretatorów bardziej niż trzeba.

Tuż przy wejściu w oczy rzucają się panele boczne, gdzie przedstawiono Konstancję wraz z jej mężem – Hannibalianem, człowiekiem o godnym imieniu i dość niejasnej biografii. Poza tym możemy podziwiać sceny typu „Traditio legis” (przekazanie prawa)

Mozaika „Traditio legis”

oraz „Traditio clavum” (przekazanie kluczy) – fundamentalne motywy ikonografii chrześcijańskiej.

Mozaika „Traditio clavum”

I uwaga, nie byle co: to jedne z najstarszych zachowanych mozaik chrześcijańskich, datowane na około 360 rok!

W ścianach obejścia wykuto liczne nisze, w których dziś podziwiać można fragmenty fresków z XV, XVI i XVII wieku – prawdziwy przekrój przez epoki, a może raczej galeria zmian gustów papieży i donatorów. W jednej z nisz zobaczymy duży porfirowy sarkofag Konstancji. Ten egzemplarz to kopia – oryginał został przeniesiony do bezpiecznego przytuliska w Muzeach Watykańskich, gdzie cieszy się klimatyzacją i powiedzmy, że spokojem.

Kopia sarkofagu św. Konstancji

Centralna część mauzoleum została podwyższona i wieńczy ją kopuła o średnicy 22,5 metra – co w tamtych czasach robiło wrażenie większe niż selfie z Koloseum. Kopuła spoczywa na 12 parach granitowych kolumn w porządku kompozytowym – czyli takim, który mówi: „i jońskie, i korynckie, czemu nie oba?”.

Kopuła nad centralną częścią mauzoleum

Zewnętrzne kolumny mają kapitele zdobione liśćmi akantu i gładkimi wolutami, wewnętrzne zaś dokładnie odwrotnie – jakby ktoś uznał, że symetria to nuda.

Dawniej kopuła dekorowana była scenami biblijnymi – zarówno ze Starego, jak i Nowego Testamentu, ale niestety, oryginalne dekoracje nie przetrwały. Dziś podziwiać można freski z XVII wieku – mniej historyczne, ale wciąż efektowne. Światło wpada przez 12 alabastrowych okien, co nadaje wnętrzu eteryczny blask i lekkość, zupełnie jakby Duch Święty wchodził przez sufit.

I na koniec perełka z kategorii „kurioza hagiograficzne”: Kościół katolicki uznaje Konstancję za świętą, ale… no właśnie. Istnieje teoria, że to zwykła pomyłka kadrowa. Najprawdopodobniej kanonizowano zakonnicę o tym samym imieniu, a później ktoś, być może niedzielny archiwista, pomylił ją z cesarską córką. Jak widać, nawet w hagiografii zdarzają się „pomyłki systemowe”. 😄

 

Wychodząc z mauzoleum, zwróćmy uwagę na fragmenty antycznego muru po lewej stronie – to pozostałości oryginalnej bazyliki konstantyńskiej, jeszcze sprzed czasów, gdy wszystko musiało być barokowe i pozłacane.

Tylko tyle zostało z pierwszej bazyliki zbudowanej w IV wieku.

Wracamy na dziedziniec przed obecną bazyliką, a po lewej stronie zobaczymy drzwi prowadzące do katakumb św. Agnieszki – miejsca cichego, ale pełnego opowieści.

Kapliczka na dziedzińcu przed bazyliką

Święta Agnieszka pochowana została na istniejącym tu już w III wieku cmentarzu hipogeańskim, który prawdopodobnie należał do jej rodziny. Do dziś zachowała się najstarsza część, zwana Rejonem 1. Z czasem, w IV wieku, do pierwotnego cmentarza dobudowano kolejne rejony, aż uzbierało się ich cztery, rozmieszczone na trzech poziomach – rzymska logika przestrzenna w pełni!

Potem – jak to często bywa – kompleks został zapomniany, aż odkryto go na nowo w XVI wieku. Niestety, w XVIII wieku katakumby padły ofiarą poszukiwaczy skarbów, którzy uznali, że kości świętych mogą skrywać coś więcej niż duchowe bogactwo.

Katakumby dzielą się na cztery rejony:

  • Rejon 1najstarszy, z połowy III wieku, odkryty przez Mariano Armelliniego w 1869 roku. To tu spoczywa sama święta Agnieszka.

  • Rejon 2 – z początku IV wieku, niestety najbardziej splądrowany. Nie było tam już nawet złotego pucharu po mszy…

  • Rejon 3 – również z IV wieku, największy i, na szczęście, nienaruszony przez rabusiów. Rozciąga się pod zabudowaniami klasztoru i via Nomentana. Odkryty również przez Armelliniego, a większość znalezisk z tego rejonu znajduje się dziś w Muzeach Watykańskich.

  • Rejon 4 – odkryty dopiero w 1972 roku, położony między obecną a konstantyńską bazyliką. Ta część powstała już po zbudowaniu bazyliki przez Konstantyna.

Katakumby można zwiedzać – oczywiście z przewodnikiem, bo błądzić po podziemiach bez mapy to rozrywka raczej dla Indiana Jonesa. Zwiedzanie odbywa się od wtorku do soboty, w dwóch turach: 10:00–13:00 oraz 15:00–18:00, z wyjątkiem środy, kiedy czynne są tylko rano. Zwiedzanie trwa około 30 minut i zaczyna się o każdej pełnej godzinie.

Na tym kończymy drugą część naszego spaceru wzdłuż via Nomentana – obyło się bez potknięć o groby i pomyłek świętych. Część trzecia – i ostatnia – już wkrótce!

——————————-
Podoba Ci się Spacerownik po Rzymie? Postaw nam kawę, przy kawie teksty szybciej się piszą 😜

Postaw mi kawę na buycoffee.to

 

 

 

 

Bibliografia:

 

  • BONITO OLIVA A., Architettura del sublime, Milano 2007;
  • DE GUTTRY I., Guida di Roma moderna, Roma 1978;
  • GIORGIO CARPANERTO, I quartieri di Roma, Roma 1997;
  • CLAUDIO RENDINA, DONATELLA PARADISI, Le strade di Roma, Roma 2004;
  • CLAUDIO RENDINA, I quartieri di Roma, Roma 2006;
  • MARIO ARMELLINI, Le chiese di Roma dal secolo IV al XIX, Roma1891;
  • CHRISTIAN HÜLSEN, Le chiese di Roma nel Medioevo, Firenze 1927;
  • CLAUDIO RENDINA, Le chiese di Roma, Roma 2000.

 

 

 

 

Być może zainteresuje Cię również:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.