Ach, „bezmapne” wędrówki po Rzymie! Najlepszy sposób, by nie tylko odkryć nieznane, ale i stracić poczucie czasu, kierunku i… zdrowego rozsądku. Ale czyż nie na tym właśnie polega prawdziwa przygoda w Wiecznym Mieście? Jak mawiali starożytni Rzymianie: errando discitur – błądząc, się uczymy. A Campo de’ Fiori? To przecież takie rzymskie Bermuda Triangle – niby wszyscy wiedzą, gdzie jest, a jednak nie da się tam trafić, póki ono samo nie zechce się objawić.

No to ruszajmy na nasz mały urbanistyczny treasure hunt czyli próbę odnalezienia placu filozofa bez nosa!

Wyprawę zaczynamy na Largo Tassoni. Z tego miejsca startuje ulica via dei Banchi Vecchi – wąska, klimatyczna, a do tego opowieściami wypchana po same gzymsy.

Via dei Banchi Vecchi

Nazwę swą zawdzięcza ekonomii – tej renesansowej. „Banchi” oznaczało ławy czy stoły, przy których siedzieli kupcy, bankierzy, notariusze, spekulanci, oszuści i uczciwi ludzie (w dowolnej kolejności). To tu, od XV do początków XVI wieku, tętniło finansowe serce miasta. A że z czasem całe to towarzystwo przeniosło się na nową ulicę, powstała nazwa rozróżniająca: „Vecchi” – czyli starzy – od „Nuovi” – nowi.

Po lewej stronie, pod numerem 118, stoi sobie pałac, który zna wszystkie grzeszki Rzymu i ani myśli je zdradzić – Palazzo Sforza Cesarini.

Palazzo Sforza Cesarini – widok z tyłu

Zbudowany w 1458 r. na zlecenie Rodrigo Borgii – tego samego, który później, jako papież Aleksander VI, wprowadził Watykan w epokę imprez, nepotyzmu i… złotych klamek. Gdy tylko dosiadł Piotrowego tronu, budynek oddał w ramach dziękczynnej transakcji politycznej kardynałowi Ascanio Sforzy – bo jeden głos więcej na konklawe to nie byle co.

Później nieruchomość przeszła w ręce rodziny della Rovere (papież Juliusz II nie próżnował), służyła jako siedziba kancelarii, mennicy i innych poważnych instytucji. A potem? Potem wróciła do Sforzów, którzy w 1697 r. zrobili mariaż z rodziną Cesarini i voilà – dziś mamy Pałac Sforza Cesarini. O nim opowiemy więcej przy innej okazji – bo pałac nie zając, nie ucieknie.

I oto jesteśmy przy numerze 22 – przed jednym z najbardziej uroczo osobliwych budynków tej ulicy: Palazzo dei Pupazzi, czyli Pałacem… Lalek? Kukiełek? Maskotek?

Palazzo dei Pupazzi

Zbudowany w latach 1538-1540 dla mediolańskiego złotnika Pietro Crivelli – człowieka, który nie bał się pokazać, kto tu rządzi i kto się zna na błyskotkach. Fasada tego pałacu jest tak bogata w detale, że gdyby była pizzą, to miała by wszystko – od oliwek po anchois i parmezan.

Nad portalem widzimy wyryty napis, który nie pozostawia złudzeń, do kogo ten dom należy:
„I PETRUS CRIBELLUS MEDIOLANEN (SIS) SIBI AC SUIS FUNDAMENTIS EREXIT” — co w prostym tłumaczeniu znaczy: „Pietro Crivelli z Mediolanu postawił ten budynek dla siebie i swoich”. Jasne, nie było wtedy Facebooka, żeby się chwalić selfie, więc trzeba było wyryć na kamieniu.

Pierwsze piętro to prawdziwy popis rzeźbiarskiego kunsztu: cztery okna otoczone misternie rzeźbionymi trofeami – tarczami i zbrojami – czyli taka renesansowa wersja „Hej, jestem gotowy do bitwy, ale elegancko!”. Nad tym rozciąga się fryz pełen groteskowych masek przeplatanych głowami lwów – bo wiadomo, co bardziej odstrasza nieproszonych gości niż groźny lew z przymrużeniem oka.

Drugie piętro też ma co pokazać: cztery okna zwieńczone trójkątnymi i zakrzywionymi frontonami, dekorowanymi aniołami, satyrami i roślinami. Taki renesansowy ogród zoologiczno-botaniczny, ale w wersji kamiennej.

No i tutaj zaczyna się jazda bez trzymanki: trzecie i czwarte piętro wyglądają jak zupełnie osobny domek przyklejony do reszty – podzielony pilastrami z korynckimi kapitelami, a okna zwieńczone płaskorzeźbami opowiadającymi dwie ważne historyczne sceny z pontyfikatu Pawła III:

  • Karol V całuje stopy papieża – tak, nie żartuję, nikt nie wymyślił jeszcze lepszego sposobu na pokazanie szacunku i pokory.

  • Paweł III jako mediator godzący cesarza Karola V i króla Francji Francesco I Walezjusza – trochę jak starożytny sędzia rodzinny, który mówi: „Dobra, panowie, wszyscy na kolację i zapomnijmy o wojnach”.

Tuż obok, pod numerem 14, stoi Palazzetto del Vescovo di Cervia – czyli taki renesansowy niedokończony projekt, prawdopodobnie autorstwa Antoniego da Sangallo Młodszego.

Palazzetto del Vescovo di Cervia

Jeśli architektura to sztuka, to ten budynek to trochę jak malarz, który porzucił płótno, bo nie mógł się zdecydować, czy zrobić krajobraz, czy portret.

Charakteryzuje się energicznie boniowanym narożem (czyli kamieniami wyjętymi niczym solidne klocki) i oknami zwieńczonymi tympanonem na pierwszym piętrze – czyli takim kamiennym daszkiem z przodu, żeby wyglądało bardziej poważnie i reprezentacyjnie.

A teraz zapraszam do kościoła Santa Lucia del Gonfalone – starej świątyni, której początki sięgają XII wieku, a która przeszła remonty w 1511 i 1764 roku pod okiem Marco Davida, dzięki czemu dziś możemy podziwiać ją w stylu późnobarokowym.

Santa Lucia del Gonfalone

To świątynia Gonfalonierów – czyli arcybractwa kulturowo-charytatywnego, założonego w Rzymie w 1264 r., prawdopodobnie przez samego św. Bonawenturę. Nazwa pochodzi od sztandaru, pod którym bractwo występowało – nosili białe szaty z biało-czerwonym krzyżem na niebieskim tle. Kolory symbolizowały niewinność Maryi i mękę Chrystusa – tak, kolorystyka w średniowieczu miała mocniejsze przesłanie niż Instagramowe filtry.

Ciekawostka: przy boku mieli różaniec i… dyscyplinkę do biczowania się. Tak, to była średniowieczna wersja „zrobię sobie self-care, ale z biczowaniem”. Pod koniec średniowiecza byli obecni niemal w całych Włoszech, a ich zasługą są dramaty liturgiczne (misteria Męki Pańskiej), wystawiane… uwaga! … w Koloseum podczas Wielkiego Piątku. Jeśli myślicie, że Koloseum służyło tylko gladiatorom, to przypominam: teatr i religia też miały tu swoje 5 minut.

Wnętrze kościoła jest jednonawowe i sklepione, z trzema kaplicami po każdej stronie. Dekoracje wykonał Francesco Azzuri, a freski – Cesare Mariani. W ołtarzu głównym znajduje się XVI-wieczne malowidło „Matka Boska od Sztandaru” – w złotej ramie, która aż kusi, by sięgnąć i sprawdzić, czy nie jest pozłacana.

W drugiej kaplicy po lewej stronie jest drewniany krucyfiks z XVI wieku – taki, co to nawet gdyby przemówił, pewnie powiedziałby: „Jeszcze trochę cierpienia i idziemy na espresso.”

Na koniec warto zajrzeć do prezbiterium, gdzie stoją organy piszczałkowe z 1882 roku, zbudowane przez Mikołaja Morettiniego. Instrument zamknięty jest w prostej, drewnianej skrzyni neoklasycystycznej, wyposażonej w dwie klawiatury po 58 klawiszy każda i 26 pedałów – czyli taki renesansowy fortepian z turbo doładowaniem.

Po drugiej stronie ulicy, pod numerem 132, stoi Casa dell’Ospizio dei Pellegrini Boemi – czyli coś jak średniowieczny hostel dla czeskich pielgrzymów.

Casa dell’Ospizio dei Pellegrini Boemi

Budowę rozpoczęto w 1457 roku – co potwierdza łaciński napis:
„CAROLUS IMPERATOR IIII REX BOEMIE ME FECIT ET H RORAW PROCURATOR HOSPITALIS PRESENTIS ET NACIONIS BOHEMORUM RUINOSUM REFECIT ANNO MCCCCLVII”
Tłumacząc na nasz: „Karol IV, cesarz i król Czech, zrobił mnie i H. Roraw, prokurator szpitala oraz nacjonalności czeskiej, odbudował ruinę w 1457 roku”.

Całość powstała na miejscu jeszcze starszej budowli z 931 roku, ufundowanej przez króla Bolesława I Czeskiego – tak, tego od pielgrzymki do Rzymu. W 1354 roku król Czech Karol IV, przybywając na koronację cesarską, przyznał środki na odbudowę szpitala – efekt widać do dziś.

Dziś w budynku mieszczą się apartamenty – czyli niczym mieszkania z historią. Idealne na Instagram z podpisem „Mieszkam tam, gdzie Karol IV”.

Wędrując dalej, dochodzimy do małego placyku, gdzie uwagę przykuwa antyczna, kamienna tablica na budynku pod numerem 145. Zaczynamy łamać łacinę – bo napis jest już nieco zatarty:

„POMERIUM (nieczytelne) (T)I(BERIUS) CLAUDIUS (D)RUSI F(ILIUS) CAISAR (A)UG(USTUS) GERMANICUS P(ON)T(IFEX) MAX(IMUS) TRIB(UNICIA) POT(ESTATE) (V)IIII IMP(ERATOR) XVI CO(N)S(UL) IIII (C)ENSOR P(ATER) P(ATRIAE) (AU)CTIS POPULI ROMANI (FI)NIBUS POMERIUM (A)MPLIAVIT TERMINAVITQ(UE) XXXV”

Czyli:
„Granica Tyberiusza Klaudiusza Cezara Augusta Germanika, syna Drusosa, arcykapłana, cesarza w 9. trybunacie, 16-krotnego konsula, 4-krotnego cenzora, ojca ojczyzny, który powiększył granice miasta w roku pańskim 35.”

To jest prawdziwa rzymska historyczna perła – tablica graniczna Cesarstwa Rzymskiego z czasów cesarza Klaudiusza! Gwarantuję, że 99% mieszkańców współczesnego Rzymu nie ma o tym pojęcia. No cóż, historia to czasem najlepsze ukryte graffiti.

Z lewej: graniczna tablica Klaudiusza; z prawej: Casa di Pietro Paolo della Zecca

Pod numerem 148 stoi Casa di Pietro Paolo della Zecca. Nazwa brzmi nieco jak imię bohatera z włoskiej telenoweli, ale to dom ważnego człowieka — kierownika mennicy papieskiej za czasów Pawła II (czyli mniej więcej w latach 1464–1471). Budynek pochodzi z drugiej połowy XV i początku XVI wieku. Z zewnątrz udekorowany był freskami autorstwa Polidoro z Caravaggio (nie, nie tego z malowaniem św. Mateusza, tylko z Lombardii!) oraz Maturino z Florencji — duet artystyczny, który jeszcze w czasach renesansu dawał czadu. Niestety dziś freski są niemal niewidoczne, a szkoda, bo przedstawiały legendę młodej Klelii. Ta dziewczyna, w czasie oblężenia Rzymu przez Etrusków pod wodzą Porsenny w 507 r. p.n.e., była zakładniczką, ale udało jej się przepłynąć wpław Tybr (nie lada wyczyn!). Rzymianie jednak odesłali ją z powrotem do Porsenny, który — ku zdziwieniu wszystkich — podziwiał jej odwagę i… wypuścił na wolność. Zaskakujące zakończenie, prawda? Jakby dziś ktoś odpuścił więźnia tylko za to, że był dzielny.

A propos gości: w 1452 r. w tym domu mieszkał Fryderyk III Habsburg, gdy przybył do Rzymu na koronację na cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. W XIX wieku budynek stał się symbolem austriackiej dominacji w Italii — niekoniecznie popularnej wśród miejscowych. Na murze widać napis „AEIOU”, czyli zagadkowy akronim, którego cesarz nigdy nie wyjaśnił. Większość historyków zgadza się, że oznaczał mniej więcej „Alles Erdreich Ist Österreich Untertan” („Cały świat podlega Austrii”) lub po łacinie „Austriae Est Imperare Orbi Universo” („To Austria rządzi światem”). W skrócie: Austriacy mieli wtedy niezłe mniemanie o sobie.

Teraz skręćmy w prawo przy Casa della Zecca, w uliczkę via di Monserrato. Ta ulica to jedna z tych małych perełek Rzymu, które potrafią oczarować na pierwszy rzut oka. Zwróćmy uwagę na budynek pod numerem 152 — Palazzo Incoronati, XVI-wieczny dom rodziny Incoronati de Planca. Fasada zdobi portal z herbem rodowym, co w tamtych czasach było jak powiedzenie: „Tu mieszka ktoś, kto się liczy!”.

Palazzo Incoronati

Ulica prowadzi nas do placu Piazza de’ Ricci, gdzie stoi Palazzo Ricci — dzieło Nanni di Baccio Bigio, zbudowane dla toskańskiego rodu Calcagni, który zawitał do Rzymu w XV wieku.

Palazzo Ricci

Pałac zmieniał właścicieli niczym gwiazdy Instagram — za każdym razem dostając drobny lifting. Mieszkała tu między innymi Constanza Farnese, córka (tak, córka!) papieża Pawła III, znanego też jako Aleksander Farnese. W 1577 r. dom kupił Giulio Ricci, który zlecając Luigiemu Fontanie renowację, zachował zewnętrzny urok pałacu. W XX wieku pałac przeszedł kolejne prace restauracyjne — między innymi odnowiono parter oraz freski opowiadające o historii Muzio Scevola. A na rogu budynku czeka na nas XVII-wieczny obraz „Madonna dell’Orazione” — jakby w rytmie baroku.

Do placu przylega niewielki, choć stary kościółek S. Giovanni in Ayno, wspomniany już w dokumencie papieża Urbana III z 1186 roku.

S. Giovanni in Ayno

Nazwa „Ayno” nie jest do końca jasna, ale podejrzewa się, że to zdeformowane łacińskie „Agnus” (czyli „Baranek”). W latach 1552–1571 kościół służył Bractwu Modlitwy i Śmierci — tym samym, które już poznaliśmy przy poprzednim spacerze. Przebudowę świątyni upamiętnia napis na portalu, choć data jest dziś uszkodzona i trudno odczytać, ale wiadomo, że dzieje się to mniej więcej między 1590 a 1599 rokiem.

Idąc dalej, po zakręcie pojawia się kolejna perła — kościół S. Maria in Monserrato, wybudowany w 1518 roku według projektu Antonio da Sangallo Młodszego.

S. Maria in Monserrato

Cofnijmy się jednak jeszcze dalej w czasie: już w 1354 roku hiszpański szlachcic Jacoba Ferrandes kupił tu dom i założył szpital dla rodaków — S. Niccolo de’ Catalani. Obecna świątynia swój obecny wygląd zyskała dopiero w 1821 roku, dzięki renowacji Giuseppe i Pietro Camporese oraz Francesco z Volterry — miasta znanego nie tylko z renesansu, ale i z popularności wśród fanów sagi „Zmierzch”. Fasada jest właśnie jego dziełem.

W środku kościół ma jedną nawę z bocznymi kaplicami i sklepieniem kolebkowym oraz chór zamknięty absydą. XVIII-wieczne dekoracje wnętrza wyszły spod ręki Giuseppe Camporese.

Po prawej stronie zwróć uwagę na:

  • Kaplicę św. Diego d’Alcantava z obrazem Annibale Carracciego. W tej kaplicy spoczywa także Alfons XIII — król Hiszpanii od 1886 do 1931 roku. Co ciekawe, jego życie uratowała kamizelka kuloodporna wymyślona przez polskiego wynalazcę Jana Szczepanika podczas zamachu w Paryżu w 1905 roku. Po ucieczce z Hiszpanii Alfons przebywał w sopockim Grand Hotelu i choć był nałogowym palaczem cierpiącym na dusznicę bolesną, zdążył przekazać tron synowi Janowi. Umarł w Rzymie w 1941 roku, a obecny król Hiszpanii, Jan Karol I, jest jego wnukiem.

  • Pomniki papieży Kaliksta III i Aleksandra VI (Borgia), oba autorstwa Felipe Moratilla, którzy są tu pochowani.

  • Kaplicę Zwiastowania autorstwa Francesco Nappi.

  • Kaplicę „Matki Boskiej z Pilar” autorstwa Francisco Preciado.

W ołtarzu głównym króluje „Ukrzyżowanie” autorstwa Siciolante z Sermoneta.

Po lewej stronie:

  • Kaplica św. Jakuba z rzeźbą Jacopo Sansovino i grobowcami z warsztatu Andrea Bregno.

  • Kaplica z dziełem „Św. Anna, Dziewica i Dzieciątko”, przypisywana Luigi Capponiemu.

W portyku przy wejściu do Collegio Spagnolo zobaczysz grobowce z XV i XVI wieku oraz pomnik kardynała Pietro Montoyi — dzieło Berniniego z 1621 roku.

Mały fakt na koniec: w 1700 roku kościół był tak zadłużony, że księża musieli sprzedać niemal wszystkie święte obrazy, w tym wizerunek Maryi Panny, który dziś czci się w Genazzano. Dopiero w 1818 roku spłacono długi i rozpoczęto renowację, a w 1822 kościół został ponownie konsekrowany. Jak widać, historia świątyń to nie tylko złote ramy i freski, ale też życiowe dramaty — i trochę mniej chwalebnych rozdziałów.

Podążając dalej, zatrzymujemy się przy pięknym budynku pod numerem 112. To siedziba Arcybractwa Św. Katarzyny ze Sieny — świętej, która nie tylko potrafiła rzucić światło na grzechy, ale i miała głowę na karku jak mało kto.

Siedziba Arcybractwa Św. Katarzyny ze Sieny

Trochę dalej, pod numerem 105, stoi Palazzo Giangiacomo, dzieło szlacheckiej rodziny z drugiej połowy XVI wieku. Fasada tego pałacu zdobi elegancko boniowany portal — takie klasyczne rzymskie „wejście na bogato”, jak to mówią, żeby sąsiedzi wiedzieli, kto tu rządzi.

Palazzo Giangiacomo

Docieramy do placu Santa Caterina della Rota, gdzie króluje kościół S. Caterina della Rota — rdzawego koloru, pełen historii i legend.

S. Caterina della Rota

Poświęcony św. Katarzynie Aleksandryjskiej, dziewczynie, która nie dała się złamać nawet cesarzowi Maksencjuszowi. Wyobraźcie sobie — dyskusja religijna z pięćdziesięcioma mędrcami niechrześcijańskimi i ona ich wszystkich wymiata. Cesarz tak się wkurzył, że kazał ją łamać na kole. Ale anioł zstąpił i zniszczył koło, więc ostatecznie poszła pod miecz. A ciało? Anioł zabrał je na górę Synaj, skąd później mnisi przenieśli je do klasztoru św. Katarzyny. Dla polskich tradycjonalistów – warto przypomnieć, że kult tej świętej jest u nas wciąż żywy, a zgromadzenie sióstr katarzynek to nie tylko historia.

No i klasyczna rzymska gafka: pierwotnie kościół nazywał się „Santa Maria Caterinaris” — bo był kościółkiem dla więźniów uwolnionych z niewoli saraceńskiej. Ale podczas renowacji w XVI wieku ktoś pomylił nazwy i zostało „S. Caterina”. No cóż, historia zna gorsze błędy, a ten nam przynajmniej został z humorem. Wnętrze proste, jednonawowe, z imponującym, drewnianym stropem z XVI wieku. I jeszcze wisienka na torcie — tu spoczywa Giuseppe Vasi, wielki rytownik i architekt, którego prace rozsławiły Rzym.

Naprzeciwko placu stoi Collegium Inglese, dawniej Palazzo Savelli — a w nim więzienie od 1430 do 1654 roku.

Collegium Inglese

I to nie byle jakie! Trafiała tu głównie żydowska społeczność, ale słynniejsza jest historia Beatrice Cenci — młodej arystokratki, zwanej „piękną ojcobójczynią”. Ojciec tyran, próba gwałtu, rodzina zatrudnia zabójcę… tragedia, która dała materiał na dramaty, obrazy i literaturę, nawet polski romantyzm ze Słowackim na czele nie mógł się oprzeć tej historii. Tablica na budynku przypomina o tym mrocznym rozdziale. W 1655 roku Palazzo Savelli zamienił się w Collegium Inglese i połączył z kościołem S. Tommaso di Canterbury — tak, kościołem szkockim, zbudowanym w… uwaga — VIII wieku!

S. Tommaso di Canterburry

Oczywiście odnowiony w XIX wieku, ale i tak robi wrażenie. Trójnawowe wnętrze kryje grobowce kardynałów i arcydzieła rzeźbiarskie, które zasługują na chwilę zadumy. Z kolei do Piazza S. Caterina della Rota przylega kościół San Girolamo della Carità — miejsce wyjątkowe, bo w jego okolicy miał mieszkać św. Hieronim już w 382 roku.

San Girolamo della Carità, po prawej – kaplica Spada

A w klasztorze, uwaga, przez 30 lat rezydował św. Filip Neri, wielki kontrreformacyjny lider. Obecnie sanktuarium świętego, po renowacji z 1650 roku, jest jednonawową, bezwieżową perłą baroku. Fasada autorstwa Rainaldich robi wrażenie, a w środku znajdziecie kaplicę Spada z dekoracjami Borrominiego, który nie marnował marmuru na bzdury. W ołtarzu kaplicy „Madonna z Dzieciątkiem” to fresk XV-wieczny, który mimo upływu lat nadal rzuca się w oczy.

Jeszcze kilka szczegółów: na ścianach pomniki Orazio i Tommaso Spada, a w transepcie po prawej — grób Asdrubale di Montauto, człowieka, który na pewno miał swoje historie do opowiedzenia.

Docieramy do Piazza Farnese — miejsca, gdzie historia i pałacowa pycha idą ramię w ramię, a architektura mówi „tu rządziły wielkie nazwiska i wielkie ambicje”.

Piazza Farnese

Na samym wjeździe stoi Palazzo Fioravanti — taki klasyczny przykład rzymskiego dobrego smaku, z portalem obramowanym kolumnami z trawertynu i pięknym gzymsem. Jak na wstępie, dobrze, ale to dopiero początek.

Palazzo Fioravanti

Bo plac zawdzięcza swoją nazwę nie jemu, a gigantowi – Palazzo Farnese.

Palazzo Farnese
Fasada Palazzo Farnese

To budowla, która na dobre wpisała się w kanon renesansowej świetności Rzymu, i to dzięki kardynałowi Alessandro Farnese, który później został papieżem Pawłem III. Gość ten to postać jak z najlepszej powieści – mecenas sztuki, wielki kolekcjoner i… alfons pierwszej klasy. Tak, dobrze czytasz – miał „pod opieką” około 45 tysięcy rzymskich prostytutek, a przy tym jeszcze pobierał procent od ich zarobków. Normalnie biznesmen renesansu, który nie patyczkował się w interesach. I żeby było ciekawiej, był też bezwzględnym mordercą – otruł własną matkę i siostrzenicę, żeby zgarnąć całą rodzinną fortunę. Powiedzmy sobie szczerze – ten facet wiedział, jak zrobić porządek w rodzinie. 😉

Budowa pałacu zaczęła się w 1514 roku pod okiem Antonio da Sangallo Młodszego, ale przerwało ją słynne Sacco di Roma w 1527, czyli złupienie Rzymu przez wojska Karola V. Dopiero w 1534, gdy Farnese został papieżem, prace wznowiono i dołożono kolejne piętro. Po śmierci pierwszego architekta w 1546 roku, ster przejął sam Michał Anioł – nie żeby chciał sobie odpocząć, ale żeby dopieścić projekt. Po kolejnej przerwie spowodowanej śmiercią Pawła III, prace ruszyły od 1565 roku za sprawą Jacopo da Vignola, a finalny kształt nadał budowli Giacomo della Porta. Jakby ktoś się zastanawiał, czy używano tu materiałów z Koloseum – mit, panie, mit! Trawertyn przyjechał z Ostii i Tivoli, a belki sufitowe z lasów Carnia. Cztery cuda Rzymu, powiadają, a Palazzo Farnese jest jednym z nich, obok Borghese, Ruspoli i Sciarra Colonna.

Od 1874 roku jest ambasadą Francji – najpierw leasing, potem zakup na 99 lat, więc 2035 rok zapowiada powrót do Włoch. Taka długa umowa najmu z klimatem. Fasada to trzy kondygnacje, 13 okien na piętrach (parter robi wyjątek i ma 12), portal z loggią i herbem Pawła III. Okna pierwszego piętra mają korynckie kapitele i na przemian trójkątne i łukowate frontony, drugie piętro – kapitele jońskie i frontony trójkątne. A z tyłu, od via Giulia, piękna loggia z napisem: „Kard. Aleksander Farnese rozpoczął budowę przed pontyfikatem, ukończono w 1589 roku”. Niestety, ambasada to nie muzeum, więc większość turystów może jedynie popatrzeć z daleka.

A wnętrza? Tam czeka prawdziwy raj – około 150 dzieł sztuki: obrazy, rzeźby, arrasy zebrane na przestrzeni pięciu wieków. Galeria na pierwszym piętrze to freski Carraccich, które zapoczątkowały barok. Wchodzisz przez wspaniałe atrium podzielone na trzy nawy czerwonym granitem. Tu już nie ma miejsca na skromność, to jest „mieli rozmach, skur…ny!”, jak mówi „Siara” z filmu „Kiler”.

Na placu stoją dwie fontanny z antycznymi wannami z Term Karakalli, ozdobione liliami Farnese – dzieło Giacomo Rainaldi z 1626 roku. Przez wieki Piazza Farnese gościła turnieje walk byków i rozmaite festiwale, bo Rzym nie znosił nudy.

Fontanny na Piazza Farnese

Przy placu stoi też kościółek Santa Brigida – ufundowany w 1391 roku po kanonizacji szwedzkiej świętej, przebudowany w 1513 i XVIII wieku.

Santa Brigida

Od 1930 roku opiekują się nim zakonnice skandynawskie – czyli jeśli chcesz poczuć nordycki chłód w sercu Rzymu, wiesz, gdzie się udać.

Palazzo del Gallo di Roccagiovine to kolejne cudo, rozpoczęte w 1520 roku według projektu Baldassarre Peruzzi.

Palazzo dell Gallo di Roccagiovine

Należał do Francesco Fusconi da Norcia, medyka papieskiego dwóch papieży: Klemensa VII i Pawła III. Medyk, który miał dostęp do pałaców i na pewno znał parę sekretów, niekoniecznie tych medycznych.

Opuszczamy plac i idziemy wzdłuż pałacu, wchodząc w vicolo de Venti, która zaprowadzi nas do kościoła S. Maria della Quercia na placu o tej samej nazwie.

Po lewej: vicolo de Venti; po prawej: kościół S. Maria della Quercia

Świątynię prawdopodobnie ufundował papież Juliusz II della Rovere, a jego herb, dąb, wita nas przed fasadą. W 1532 roku opiekę nad kościołem przejęli rzeźnicy (tak, prawdziwi fachowcy od cięcia, choć tu raczej chodziło o rzeź mięsa niż o finanse).

W XVII wieku Benedykt XIII Orsini postanowił nadać świątyni nowy wygląd w stylu rokoko. Zajął się tym Filippo Raguzzini, który nie miał oporów, by uwypuklić fasadę na dobre. Wnętrze na planie krzyża greckiego, z kopułą i trzema kaplicami, a w ołtarzu głównym „Madonna della Quercia” – czyli Matka Boska Dębu, co brzmi jak patronka leśników.

Naprzeciwko kościółka, pod numerem 1, stoi Palazzo Ossoli, powstały w latach 1520–1527.

Palazzo Ossoli wraz z fontanną

Projekt przypisywany Baldassarre Peruzzi — czyli temu samemu, który zaprojektował kilka innych cacek renesansu. A na bocznej ścianie od strony placu Capodiferro? Zegar słoneczny, który nadal działa, więc jeśli masz problem z czasem, nie pytaj Siri, tylko spójrz tutaj! A do tego piękna fontanna, wzorowana na rycinach Borrominiego — czyli trochę taki renesansowy Instagram z fontanną w roli głównej.

Naprzeciwko zaś rozpościera się prawdziwa perełka: monumentalny Palazzo Spada.

Palazzo Spada

Zbudowany w 1540 roku przez trzech znakomitych architektów: Giulio Merisi (nie, to nie Caravaggio malarz, ale architekt o tym samym nazwisku — mylić się zdarza!), Girolamo da Carpi i Giulio Mazzoni, dla kardynała Girolamo Capodiferro. Ale historia nie kończy się tutaj, bo pałac za 31 500 koron kupił kardynał Bernardino Spada (co nie było małą sumą, nawet jak na ówczesne czasy). Kardynał był hojnym mecenasem sztuki i fundatorem renowacji przeprowadzonej przez samego Francesco Borrominiego — tego samego geniusza, który zostawił tu swoje znaki rozpoznawcze.

Fasada jest elegancka jak zawsze, udekorowana przez Giulio Mazzoniego, a na pierwszym piętrze pomiędzy oknami mieści się aż 8 nisz z figurami wielkich postaci antyku: Augusta, Cezara, Marcello, Numy, Romulusa (tak, tego Romulusa, który założył Rzym i zgarnął cały splendor), Fabio Massimo, Gneo Pompejusza oraz Trajana. Nie żadne tam randomy, tylko prawdziwa liga mistrzów starożytności!

Największym hitem wnętrza pałacu jest jednak perspektywiczny tunel Borrominiego — tak zwana Perspettiva del Borromini. Słuchaj uważnie, bo to działa jak magia renesansu na steroidach! Artysta, mając ograniczoną przestrzeń, zaprojektował korytarz kolumnowy tak, że wygląda na co najmniej 50 metrów długości, podczas gdy w rzeczywistości ma zaledwie 8 metrów. Na końcu stoi 60-centymetrowy posąg Marsa, który wydaje się gigantyczny — i to wszystko działa na twoje oczy jak czary, czyli po prostu świetna iluzja optyczna. Wyobraź sobie, że to była taka renesansowa sztuczka na pokaz, żeby goście czuli się jak na jakimś wielkim balu, a tu proszę, zaledwie osiem metrów korytarza. Renesansowy Houdini!

Tunel perspektywiczny Borrominiego oraz wnętrze pałacu

Wnętrza Palazzo Spada kryją kolekcję dzieł sztuki tak bogatą, że opisanie ich wszystkich zajęłoby pół biblioteki — ale nie martw się, można tam wejść i samemu się przekonać. W czterech salach galerii podziwiać możemy dzieła takich mistrzów jak Guido Reni, Guercino, Rubens, Hans Dürer, Parmigianino, Jan Brueghel, Giovanni Francesco Romanelli i wielu innych. Znajduje się tam również imponujący 3-metrowy posąg Pompejusza, u którego stóp – według legendy – padł zamordowany Juliusz Cezar. O tym, jak dramatyczne wydarzenia mają swoją stałą rezydencję w sztuce, przypomina dosadnie ten właśnie posąg.

Wychodząc z pałacu, ruszamy wąską uliczką via Capo di Ferro. Pod numerem 7 zobaczymy Palazzetto Spada (nie mylić z Palazzo Spada, to dwa różne cuda architektury) – powstał w 1540 roku według projektu Baldassarre Peruzzi (tak, tego samego, który miał trochę patentów na piękne renesansowe fasady).

Via Capo di Ferro oraz Palazzetto Spada

Budynek ten szybko odnowiono – już w 1566 roku, zachowując klasyczną elegancję.

Pod numerem 31 kryje się niespodzianka – XIX-wieczny budynek postawiony na oryginalnym średniowiecznym ganku! To tak jakbyś zbudował nowoczesny smartfon na obudowie ze starożytnego dzwonu kościelnego.

Budynek na średniowiecznym ganku

I tu, przed nami, plac S. Trinità dei Pellegrini. Przy nim wznosi się okazały kościół SS. Trinità dei Pellegrini, powstały w 1558 roku na zlecenie papieża Pawła IV dla Arcybractwa Pielgrzymów i Rekonwalescentów św. Trójcy.

SS. Trinità dei Pellegrini

Kościół przeszedł przebudowy na początku XVII wieku (praca Paolo Maggi) i ponownie w XVIII wieku (ręka Francesco de Sanctis). Fasada zdobią cztery rzeźby ewangelistów, dzieło Bernardino Ludovisi – prawdziwi strażnicy wiary w kamieniu.

Wnętrze, na planie krzyża łacińskiego, zostało niemal całkowicie odrestaurowane w XIX wieku, a po bokach mamy trzy kaplice z każdej strony. Po prawej stronie na przykład:

  • kaplica 3: „Historia św. Julia” autorstwa G.B. Ricciego,

ołtarz główny: „Przenajświętsza Trójca” Guido Reniego z 1625 roku.

Po lewej stronie:

  • kaplica 3: „Nabożeństwo św. Grzegorza” Baldassarre Croce,

  • kaplica 2: „Madonna z Dzieciątkiem, św. Augustyn i Franciszek” autorstwa Cavalier d’Arpino,

  • kaplica 1: „Madonna z Dzieciątkiem w otoczeniu świętych” Borgognone’a (1677 r.).

Ten kościół to nie byle jaki przybytek – posługiwał tu sam Filip Neri, który podczas każdego kazania powtarzał prostą, ale genialną mantrę: „Bądź dobry, jeśli możesz”. Brzmi jak dobre motto na dzisiaj, prawda?

W 1625 roku obok kościoła wybudowano szpital dla pielgrzymów, co potwierdza tablica z napisem „OSPIZIO DEI CONVALESCENTI E PELLEGRINI”. A jeszcze wyżej, inna tablica przypomina o śmierci Goffredo Mameliego – poety, pisarza i autora hymnu narodowego Włoch, który zmarł tu od ran wojennych w 1849 roku, broniąc Republiki Rzymskiej.

No dobra, czas ruszać dalej! Kierujemy się wąską uliczką via di S. Paolo alla Regola. Przy okazji, podczas remontów w latach 1978–1982, odkryto tam… czwórkondygnacyjną fabrykę z czasów Domicjana z końca I wieku naszej ery! Zgadnij, gdzie? W piwnicach budynków – a że dostęp tam mają tylko wtajemniczeni, pozostaje to małą tajemnicą dla turystów.

Przy tej uliczce stoi kościół S. Paolo alla Regola, zwany także św. Paulinem.

S. Paolo alla Regola i cudowny obraz Matki Boskiej

Pierwsza wzmianka o nim pochodzi z bulli papieskiej Urbana III z 1186 roku, ale tradycja każe sądzić, że jest dużo starszy – ponoć stoi tam, gdzie miał dom sam św. Paweł podczas rzymskiego pobytu.

Średniowieczni Augustyni zarządzali tym kościołem, a w 1619 roku powierzyli go Franciszkanom Trzeciego Zakonu Regularnego św. Franciszka z Sycylii, którzy stworzyli tu Collegium Siculum – bibliotekę filozoficzno-teologiczną oraz archiwum, niestety zniszczone podczas zamieszek w 1799 roku.

Wnętrze jest na planie krzyża greckiego z kopułą. Do ciekawostek należy fresk z XIV wieku oraz cudowny obraz Matki Boskiej Łaskawej. Jeśli się dobrze rozejrzysz, znajdziesz tabliczkę z 1096 roku, pochodzącą z rozebranego kościoła San Cesareo – mała perełka dla znawców.

Kilkanaście kroków od kościoła S. Paolo alla Regola, spoglądamy na tzw. Domy Pawła — nie, to nie są wille wakacyjne św. Pawła, ale nazwa jest związana z wiarą, że to właśnie tu Apostoł kiedyś miał mieszkać.

Domy Pawła

Mówimy o komplecie siedmiu budynków z XIII wieku, zbudowanych w średniowiecznym stylu, które mimo swojej wieku i zmienności epok, przetrwały do dziś. Kiedy w latach 1913-1924 stawiano tu nowoczesne Ministerstwo Sprawiedliwości, groziło im wyburzenie. Na szczęście Towarzystwo Przyjaciół Zabytków wzięło sprawy w swoje ręce i uratowało te perełki, które teraz są wkomponowane w nową bryłę budynku i cieszą oko wszystkim spragnionym historii.

Zaraz za rogiem skręcamy w lewo, by przyjrzeć się kościołowi S. Maria in Monticelli.

S. Maria in Monticelli

O jego fundacji i architekcie niewiele wiadomo — czasem w Rzymie historia lubi się skrywać jak kot w labiryncie. Pierwsza znana renowacja miała miejsce między 1099 a 1118 rokiem. Z tego odległego czasu pochodzi przepiękna romańska dzwonnica, zbudowana na planie kwadratu, czteropiętrowa. Co ciekawe, niegdyś była wyższa, ale w czasach papieża Pawła V (1605-1621) ją nieco „przycięto” — prawdopodobnie ze względów stabilizacyjnych, bo kto chce, żeby dzwonnica runęła na głowę? Okna na dwóch najwyższych piętrach to typowe triforia, czyli takie romańskie okienne arcydzieła.

Sam kościół obecny kształt zawdzięcza remontowi z 1716 roku według projektu Platteo Sassi. Wnętrze jest bazylikowe – trzy nawy, z których środkowa jest wyższa, a po bokach sześć kaplic. Jeśli lubisz starożytne kolumny, to jesteś u siebie — w Monticelli wciąż są, choć schowane za masywnymi filarami. Warto zatrzymać się przy fresku „Biczowanie” Antonio Carracciego, spojrzeć na piękny, drewniany krucyfiks z XIV wieku oraz fragment mozaiki z XII wieku w absydzie. To kawał historii zamknięty w kamieniu i kolorach.

Idziemy dalej, skręcamy w prawo i mijamy potężny gmach Ministerstwa Sprawiedliwości — o nim opowiem kiedy indziej, bo jest o czym gadać! Na dziś warto wiedzieć, że mieści się tam jedna z najważniejszych bibliotek Rzymu, z imponującym księgozbiorem około 250 tysięcy woluminów, w tym aż 3000 oryginalnych książek z XVI wieku. Czysta skarbnica wiedzy.

Kierujemy się na via Arenula i skręcamy w lewo, a następnie znów w lewo, gdzie wyrasta przed nami imponujący kościół S. Carlo ai Catinari.

S. Carlo ai Catinari

Wzniesiony w latach 1612-1620 dla zakonu ojców Barnabitów według projektu Rosato Rosatiego, z fasadą ukończoną dopiero w 1638 roku przez G.B. Soria. Fasada jest dwuporządkowa, z trzema portalami, a nad głównym dumnie góruje herb kardynała G.B. Leni, fundatora świątyni.

Kopuła Rosatiego z 1620 roku przeszła niemałe przygody: trzy razy oberwała od pioruna, a także dostała kulami armatnimi wystrzelonymi ze wzgórza Janikulum podczas walk w 1848 roku — co w sumie robi z niej rzymskiego wojownika na kopule. Wnętrze kościoła, na planie greckiego krzyża, zostało odrestaurowane w 1861 roku i kryje w sobie dzieła takich mistrzów jak Pietro da Cortona, Guido Reni czy Mattia Preti. Zwróć uwagę na freski i obrazy przedstawiające św. Karola Boromeusza, krucyfiks z brązu autorstwa Alessandro Algardiego (znajdujący się w zakrystii) oraz obraz „Szydzenie z Chrystusa” Cavalier d’Arpino (1598).

Opuszczamy kościół i ruszamy wzdłuż via de’ Giubbonari — uliczki, która w 1944 roku słynęła z czarnego rynku tytoniu, czyli ówczesnego nielegalnego biznesu w najlepszym wydaniu. Pod numerem 41 stoi jedna z posiadłości rodu Barberini, wybudowana w 1581 roku i kupiona przez prałata Francesco Barberini. W XVIII wieku nieruchomość trafiła do Kurii Generalnej Karmelitów Bosych, a od 1870 roku należy do miasta Rzym. Niestety, dziś budynek jest w stanie, który woła o ratunek.

Za chwilę, pod numerem 6, zobaczymy Palazzetto Santacroce, dziś znane jako Pasolini dall’Onda, dzieło Carlo Moderno z lat 1598-1602. Idąc dalej po lewej stronie, ujrzymy wąską uliczkę z pięknym łukiem – L’Arco del Monte. Przeprowadzi nas na ukryty plac, na którym wyróżnia się rażąco biały pałac — Palazzo del Monte di Pietà.

Palazzo del Monte di Pietà i jego „szalony zegar”

To historyczne miejsce, bo instytucja zwana „Lombardem” została założona tu w 1527 roku przez księdza Giovanni da Calvini, aby walczyć z lichwiarzami. Ironia losu? W 1603 roku do budynku sprowadzono Carlo Moderno i Francesco Borromini, którzy stworzyli ten pałac. Mieszkańcy Rzymu nazywali Lombard „Zdradziecką Górą” — nie dlatego, że miał szlachetne intencje, ale przez wysokie odsetki od kredytów, których udzielał. Walka z lichwą? No cóż, czasem bywa tak, że lepiej nie zaczynać, niż źle skończyć.

Na szczycie budynku znajduje się piękna dzwonnica z wbudowanym zegarem, a zegar ten ma swoją anegdotę. Otóż zegarmistrz, nie do końca zadowolony z usług Lombardu, zmienił mechanizm i wygrawerował na nim napis: „Za te nasze układy, zegar Lombardu będzie szalony.” Oczywiście napis został usunięty, ale zegar… pozostał szalony i do dziś wskazuje godzinę według własnego widzimisię. Cóż, w Rzymie nawet zegary mają charakter!

Wracamy na via de’ Giubbonari i po kilku krokach – tadam! – stajemy u celu naszej rzymskiej odysei: Campo de’ Fiori.

Campo de’ Fiori

Nazwa brzmi jak pocztówka z włoskiego raju, prawda? Tłumaczenie to „Pole Kwiatów” – i to nie jest marketingowy chwyt! Do średniowiecza faktycznie była tu łąka pełna stokrotek i maków, takie dzikie kwiatowe szaleństwo na miejskim pustkowiu.

No, jest też druga teoria, że nazwa pochodzi od Flory, kochanki Pompejusza, która mieszkała w pobliskim pałacu tego wielkiego wodza. Brzmi romantycznie, ale chyba trochę naciągane – bardziej bym obstawiał, że ktoś pomylił maki ze sklepem z kwiatami.

W XIII wieku jako pierwsi na placu pojawili się Orsini – czyli rodzina, której nazwisko do dziś budzi respekt i które znaczyło: „tu mieszkają ważni ludzie”. Prawdziwa zabudowa ruszyła z kopyta w XV wieku, a w 1456 roku plac wybrukowano. To był dopiero początek – zaczęły wyrastać hotele, karczmy i zajazdy o nazwach, które z dzisiejszego punktu widzenia brzmią trochę jak menu w średniowiecznym barze: „Statek”, „Księżyc”, „Pod Aniołem” i najsłynniejszy z nich wszystkich – „Locanda della Vacca” (tak, tak, „Zajazd Krowy” – może serwowali tu wołowinę w każdej postaci).

Środek placu pełnił rolę targu, a ulice wokół niego noszą do dziś nazwy od znanych rodzin kupieckich i rzemieślniczych: via dei Balestrari (ci zajmowali się kuszami, czyli dawniej mieli broń na tapecie), via dei Baullari (handlowali kawą, czyli dostarczali paliwo do rzymskich poranków), via dei Cappellari (produkowali kapelusze, bo w Rzymie trzeba było się czymś zasłonić przed słońcem i politycznymi plotkami).

Plac nie był tylko miejscem, gdzie można było kupić świeżą pietruszkę czy przemycić kieliszek wina – od poniedziałku do soboty, dwa razy w tygodniu, odbywały się tu słynne targi końskie. Gdzie koń, tam i siła napędowa, a Rzymianie lubili mieć własnego rumaka pod ręką, nawet jeśli czasem bardziej się sprawdzał jako plotkarz niż jako środek transportu.

Pod numerami 11-14 mieszkała matka dzieci papieża Aleksandra VI, Vannozza Caetani – kobieta z klasą i życiową energią. To właśnie tu przyszły na świat jej pociechy: Lukrecja, Cezar, Juan i Jose Borgia – rodzinka, która dziś rozgrzewałaby media plotkarskie bardziej niż włoskie telenowele.

Ale nie samą radością i handlem żył plac. Tu, 17 lutego 1600 roku, płonął na stosie filozof i dominikanin Giordano Bruno, oskarżony o herezję i, jak to zwykle bywało, niezbyt popularny u miejscowej władzy kościelnej. Pomnik tego wydarzenia, dzieło Ettore Ferrari z 1887 roku, stoi w samym środku placu. Giordano Bruno spogląda twarzą w stronę Watykanu, co jest symbolicznym gestem męczeństwa i buntu przeciwko opresji. Obok pomnika znajduje się osiem medalionów z brązu, przedstawiających znanych heretyków i sceny z życia Bruno — trochę jak starożytna wersja galerii celebrytów, tylko bardziej mroczna.

Pomnik Giordano Bruno na Campo de’ Fiori

Od 1869 roku Campo de’ Fiori funkcjonuje jako plac targowy, na którym sprzedaje się głównie warzywa, owoce i kwiaty – ale jeśli wpadniesz tu na zakupy, spodziewaj się, że zapłacisz 3-4 razy więcej niż gdzie indziej. No cóż, nie ma róży bez… no właśnie, bez marż.

Na placu stoi też fontanna – nie byle jaka, bo źródło wody dla kwiatów i spragnionych przechodniów. Na niej widnieje inskrypcja idealnie pasująca do tego miejsca i jego burzliwej historii: „Fa del ben e lassa dire”, czyli „Czyń dobro i pozwól mówić”. W sam raz na pożegnanie z miejscem, które było świadkiem życia, śmierci, targów i plotek.

Campo de’ Fiori nocą

A na deser: 15 stycznia 2015 roku na placu pojawiła się tablica z wierszem Czesława Miłosza – „Campo di Fiori” – łącząc w ten sposób polską duszę z rzymską rzeczywistością.

Noc na Campo de’ Fiori

I tak oto kończymy naszą podróż – Campo de’ Fiori odnalezione, misja zakończona sukcesem! Możemy teraz z dumą powiedzieć: „Byłem tam, gdzie kwiaty, handel, intrygi i męczeństwo tworzą niepowtarzalną mieszankę rzymskiego życia.” A jeśli masz ochotę na kolejną wycieczkę, wiesz gdzie nas znaleźć — zawsze gotowych na opowieści, które nie boją się prawdy i odrobiny ironii!

Żegnamy się z Wami słowami wiersza Czesława Miłosza: „Campo di Fiori”. Do następnego razu.

„W Rzymie na Campo di Fiori
Kosze oliwek i cytryn,
Bruk opryskany winem
I odłamkami kwiatów.
Różowe owoce morza
Sypią na stoły przekupnie,
Naręcza ciemnych winogron
Tu na tym właśnie placu
Spalono Giordana Bruna,
Kat płomień stosu zażegnął
W kole ciekawej gawiedzi.
A ledwo płomień przygasnął,
Znów pełne były tawerny,
Kosze oliwek i cytryn
Nieśli przekupnie na głowach.
Wspomniałem Campo di Fiori
W Warszawie przy karuzeli,
W pogodny wieczór wiosenny,
Przy dźwiękach skocznej muzyki.
Salwy za murem getta
Głuszyła skoczna melodia
I wzlatywały pary
Wysoko w pogodne niebo.
Czasem wiatr z domów płonących
Przynosił czarne latawce,
Łapali skrawki w powietrzu
Jadący na karuzeli.
Rozwiewał suknie dziewczynom
Ten wiatr od domów płonących,
śmiały się tłumy wesołe
W czas pięknej warszawskiej niedzieli.
Morał ktoś może wyczyta,
że lud warszawski czy rzymski
Handluje, bawi się, kocha
Mijając męczeńskie stosy.
Inny ktoś morał wyczyta
O rzeczy ludzkich mijaniu,
O zapomnieniu, co rośnie,
Nim jeszcze płomień przygasnął.
Ja jednak wtedy myślałem
O samotności ginących.
O tym, że kiedy Giordano
Wstępował na rusztowanie,
Nie znalazł w ludzkim języku
Ani jednego wyrazu,
Aby nim ludzkość pożegnać,
Tę ludzkość, która zostaje.
Już biegli wychylać wino,
Sprzedawać białe rozgwiazdy,
Kosze oliwek i cytryn
Nieśli w wesołym gwarze.
I był już od nich odległy,
Jakby minęły wieki,
A oni chwilę czekali
Na jego odlot w pożarze.
I ci ginący, samotni,
Już zapomniani od świata,
Język nasz stał się im obcy
Jak język dawnej planety.
Aż wszystko będzie legendą
I wtedy po wielu latach
Na nowym Campo di Fiori
Bunt wznieci słowo poety.”
Warszawa – Wielkanoc, 1943
Czesław Miłosz

——————————-
Podoba Ci się Spacerownik po Rzymie? Postaw nam kawę, przy kawie teksty szybciej się piszą 😜

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Bibliografia
  • Mariano Armellini Le chiese di Roma dal secolo IV al XIX;
  • Giorgio Carpaneto, I palazzi di Roma, Roma, Newton & Compton, 2004;

Być może zainteresuje Cię również:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.